Sri Lanka part. 3 - Arugam Bay

Siedzę w cieniu naszej bambusowej wioski (Beach Hut), na skraju plaży, obok ktoś brzdąka na gitarze. Fale oceanu uderzają rytmicznie o brzeg. Paweł zabrał dziewczynki na drugą plażę po przeciwnej stronie laguny, gdzie woda jest bardziej przejrzysta. Nurkowanie jest prawie niemożliwe. Wczoraj fale zabrały nam kolejną parę okularów i maskę , zdzierając je zwyczajnie z głów. Dziewczyny nazywają je mielonkami. Jeśli taktycznie się pod nimi nie zanurkuje, pieniące grzywy wciągają w swój wir wszystko i wszystkich. Muszę się kąpać w piżamie, bo tylko tam mam sznurek w bokserkach. Bikini za każdym razem zostawało na dnie …

Lahugala Village to mała wioska oddalona od naszej leniwej zatoki o 18 km. Pierwszego dnia pojechaliśmy tam rano tuk-tukiem aby ponownie spotkać dzikie słonie. Za dużym zbiornikiem wodnym, na skraju koszarów wojskowych, pasła się rodzina – dwa duże słonie i malec. Podmokła łąka nie pozwoliła nam się zbliżyć na małą odległość, ale świetnie widzieliśmy zrelaksowane zwierzęta, które zwinnie wyrywały trąbą zielsko i otrząsały je energicznie z wody, po czym wkładały do paszczy. Nie przeszkadzała im nasza obecność. Codziennie 300 słoni w tej okolicy przechodzi przez szosę, aby dostać się do zbiornika, po czym wraca do lasu na nocleg. Do ludzi siłą rzeczy przywykły.

Wracając zatrzymaliśmy się w … temple, pierwszym z wielu stanowisk archeologicznych, które znajdują się na wyspie, ale pewnie najmniej odwiedzanym. Są to ruiny klasztoru mnichów buddyjskich sprzed 2 300 lat, świetnie zachowane, i jak to w lesie deszczowym bywa, owiane mgłą tajemnicy. Posąg buddy nie miał głowy, ale rzeźbione kamienne wycieraczki przy wejściach do zabudować swiątynnych zachowały wszystkie szczegóły. Dziewczyny ganiały krowy, pasące się tam swobodnie, ja polowałam na pawia, a przewodnik pokazał nam zlepek gliny przy konarze drzewa, który służy za schronisko kobrom. Przywołaliśmy szybko dzieci, uświadomieni że to jednak dziki teren.

Kolejną małą wyprawę zafundowaliśmy sobie na P bille Lagoon, którą porastają namorzyny – czyli drzewa rosnące w wodzie. Dwóch rybaków zabrało nas swoimi charakterystycznymi łódkami przypominającymi katamaran na godzinny rejs po lagunie. Pod koniec dnia mogliśmy przyglądać się ptactwu, które ma tu raj na ziemi. Płytką wodę i gęsto porośnięte brzegi. Same namorzyny piękne, z bliska widać , że ich korzenie to tak naprawdę gałęzie, które chyląc się ku wodzie, w końcu w nią ‘wrastają’. Wracając zauważyliśmy krokodyla, który na chwilę wynurzył swój łeb na powierzchnię wody, aby po chwili ukryć się pod jej taflą.

Słońce parzy, ale pierwsze dni na wybrzeżu przywitały nas deszczem. Komarów jest więc sporo, i ani moskitiery, ani olejek cytrynowy wiele nie dają. Mnie oczywiście nie ruszają – jestem jakaś niesmaczna, ale Paweł i dziewczynki mają obgryzione łokcie i stopy. Mimo to są dzielne. Od rana tryskają energią, na śniadanie wciągają świeże soki albo bananowe naleśniki, dziś Ola nawet zjadła owsiankę, potem bawią się wśród domów na palach w wyspę Nim (taki film familijny, strasznie go lubimy). Hania jest albatrosem Galileo, a Ola oczywiście samą Nim. Potem coś porysują i gdy zaczynają się nudzić, ruszamy na plażę. 2 godziny przed zachodem słońca są dobre na małą wyprawę. Dziś w planach Skała Krokodyli. Jutro pewnie pobawimy się w Dandii…

Comments

  1. Świetna wycieczka, sama bym chciała pojechać, gdyby nie moje obowiązki na oddziale (szpital geriatryczny). Ale cóż, może jak dostanę urlop to się gdzieś wybiorę na jakąś szaloną wyprawę w nieznane.

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular Posts