Wanda - polskie ślady
W 1937 roku Bolesław Sawicki i jego żona Katarzyna z domu
Borek wsiedli w gdyńskim porcie na statek płynący do Argentyny. Mieli ze sobą
trochę tobołków, za sobą nie zostawiali nic. Sprzedali dom na wsi i cały
dobytek, żeby kupić 25 ha ziemi w Argentynie i bilet na miesięczny rejs do
Buenos Aires. Polska w obliczu zbliżającej się wojny, o której wszyscy już
mówili, nie wydawała się miejscem bezpiecznym. Nowy dom w rajskim klimacie i
dostatnim kraju był obietnicą lepszego życia. Po długiej podróży czekała ich
jeszcze przeprawa małym rzecznym statkiem w górę rzeki Parana. Kiedy wreszcie
dotarli do brzegów obecnej Wandy, ich oczom ukazała się dżungla. Nic więcej.
Kupili 25 ha dżungli, bez żadnej infrastruktury dookoła. Drogi powrotnej już
nie było.
Podjeżdżamy pod piękny dom w centrum Wandy, stojący przy
głównej ulicy, vis-a-vi kościoła. W zadbanym ogrodzie najwyższe są 3 palmy
rosnące przy wejściu, zasadzone jeszcze przez rodziców. Dwa jamniki wesoło
merdają ogonami przy furtce. – Zachodźcie – woła do nas od progu gospodarz,
Kazimierz Sawicki. Wysoki i barczysty mężczyzna, który nie wygląda na swoje 60
lat. Jest wesoły i energiczny jak chłopiec.
Zaskoczyła nas jego spontaniczność i serdeczność, gdy odwiedziliśmy dziś rano
jego muzeum polskiej emigracji. Od razu zaproponował wspólną wycieczkę na
piknik do lasu, w jego ulubione miejsce. A potem zaprosił nas na kolację,
tradycyjne argentyńskie asado. Jego dom stoi w tym samym miejscu, gdzie w
zeszłym stuleciu, po wykarczowaniu drzew, swoje domostwo założył ojciec. Stolarz.
Odwiedziliśmy jeszcze przed zmrokiem polski drewniany kościół, w którym tata
zrobił piękny rzeźbiony ołtarz. Teraz z Kazimierzem i jego żoną Martą siadamy
do kolacji. Ola z Hanią bawią się ze szczeniakami, które grasują na tarasie,
Zosia już śpi w wózku, a my rozmawiamy o dawnych i współczesnych czasach. Takie
niespodzianki nadają sens podróżom i robią apetyt na więcej.
Comments
Post a Comment